Subscribe
Login
0 komentarzy
Zdarzyło Ci się choć raz przeczytać horoskop dla swojego znaku zodiaku? Interesujesz się ezoteryką? Czy wierzysz, że nasz los i samopoczucie może być uzależnione od układu planet w danej chwili? Niektórzy ludzie przywiązują bardzo dużą wagę do horoskopu urodzeniowego i numerologii. Uważają, że wszelkie istotne decyzje życiowe powinny być podejmowane jedynie w czasie korzystnego dla nich układu planet. Przyznam się w tym momencie, że ja sama często na początku każdego miesiąca sprawdzam swój horoskop. To nie jest tak, że absolutnie wierzę w każde tam przeczytane słowo, jednak istnieje pewna doza informacji, które pozwalają mi przyjmować rzeczy ze spokojem.
Skoro już wyznałam, że lubię sobie poczytać horoskop i interesuję się w pewnym stopniu astrologią, tak przyznaję, że kopiąc głębiej w tym temacie natknęłam się na ikonę astrologii, czyli Waltera Mercado (myślę, że to nie jest przesadzone stwierdzenie, że on był ikoną w tym temacie). Walter Marcado był pionierem jeśli myślimy o emitowanych wówczas w TV programach poświęconych astrologii. Słupki oglądalności jego programów bezsprzecznie potwierdzały, że był gwiazdą telewizji. Był niezwykle charyzmatyczny, a jego krasomówstwo było na najwyższym poziomie. Podczas nagrań na żywo był niezwykle autentyczny, mówił z pasją i nie zastanawiał się ani chwili tylko z werwą opowiadał o prognozach dla każdego kolejnego znaku zodiaku. Ludzie wówczas gromadzili się przed telewizorem i z wypiekami na twarzy oraz w pełnym skupieniu wyczekiwali odczytu dla swojego znaku zodiaku.
Wyobraźcie sobie, jakie to było wciągające – ludzie czekali na emisję programu, jak na kolejny odcinek swojego ulubionego serialu. A jeśli, ktoś zjawił się wówczas w gościach, to można było usłyszeć: „Ciiiiiii…..teraz będzie Skorpion…” i do świata żywych można było powrócić, kiedy każdy z zainteresowanych usłyszał już, co astrolog ma do powiedzenia na jego temat. 🙂
Walter Marcado, kiedy występował był wręcz olśniewający. Nie tylko pewny siebie i uroczy, ale też zjawiskowy ze względu na swój niecodzienny wygląd. Praktycznie zawsze występował w bogato zdobionej pelerynie – niczym bohater z uniwersum Marvela. Jego wytapirowane gęste blond włosy były ułożone w modną fryzurę, która wówczas królowała wśród płci pięknej, a jego dłonie zdobiły szykowne pierścienie z dużymi kamieniami.
Walter o sobie sam mówił, że jako dziecko był niezwykle nieśmiały i niepewny siebie, a jego matka była nadopiekuńcza. Był marzycielem i zawsze z głową w chmurach. Od momentu swoich urodzin czuł, że jest inny, gdyż jego styl życia różnił się od tego, jak żyli jego rówieśnicy. Walter w filmie „Mucho, mucho Amor: legenda Waltera Mercado” (film dostępny na platformie Netflix) opowiada, że jego brat stale jeździł konno i sadził trzcinę cukrową, a on wolał czytać książki i grać na pianinie.
Mówił, że słowa matki podziałały na niego pokrzepiająco. Wtedy też postanowił, że stworzy siebie na nowo i wykreuje na sławną osobę. Podświadomie czuł, że to działanie poskutkuje czymś ważnym. Tak też uczynił i nie pomylił się.
W. Mercado zawsze tam, gdzie się pojawił musiał olśniewać. Był jedną z pierwszych znanych ówcześnie telewizyjnych osobowości, które miały makijaż, farbowane włosy czy biżuterię. Jego kolekcja biżuterii i szytych na zamówienie peleryn scenicznych była naprawdę imponująca. Swego czasu peleryny szyli dla niego światowi projektanci jak np. Versace. Walter był nieco androgeniczny, wyglądał jak kobieta. Dlatego swoim wizerunkiem hipnotyzował ludzi, gdy pojawiał się na scenie. Ponad wszystko lubił błyszczeć, w każdym tego słowa znaczeniu.
W filmie „Mucho, mucho amor…” poznajemy także Williego Acosta, który przez lata towarzyszył Walterowi jako jego osobisty asystent. Mieszkał z nim i sam o sobie z uśmiechem mówił, że jest prawą ręką Waltera i … lewą też. Willie opowiada do kamery, że chroni Waltera absolutnie przed wszystkim, a jeśli tego nie robi, to widocznie nie musi bo Walter sam sobie idealnie radzi zażywając na wszystko magiczną pigułkę zwaną „mam to gdzieś”. Przyznam się Wam, że ja sama od dawna zażywam ową pigułkę i cóż, działa! 😉
Walter nie był biznesmenem. Zazwyczaj zmysł artystyczny nie idzie w parze z tym biznesowym. Mówiąc wprost, to artyści rzadko kiedy potrafią dobrze liczyć pieniądze. To jest dla nich istna magia i po prostu nie mają do tego głowy. Niekiedy jednak, tak jak w przypadku Waltera, zbyt duża nonszalancja w kwestii finansów może sporo kosztować. Nasz bohater zbyt naiwnie podszedł do kwestii powierzenia swojego całego wizerunku i związanego z tym biznesem swojemu menagerowi Billowi Bakuli. Niestety Bakula wykorzystał brak ostrożności Waltera i stworzył niekorzystną umowę, która określała, że Walter Mercado nie ma w zupełności prawa do swojego imienia i nazwiska oraz nie ma prawa czerpać jakichkolwiek korzyści majątkowych związanych z używaniem swojego nazwiska i wizerunku. Nie wiem, czy jasno to przekazałam, ale w wielkim skrócie Walter nie mógł nigdzie występować jako Walter – istne szaleństwo! Bez wątpienia Bill Bakula – jako wieloletni manager i zdawałoby się przyjaciel Waltera – złamał mu serce.
Walter tworzył swój niepowtarzalny wizerunek sceniczny poprzez nietypowy wygląd zewnętrzny, ale także przez charakterystyczne powiedzenie. Otóż miał zwyczaj kończenia swojego programu pozdrowieniem widzów słowami „mucho, mucho amor”. To hasło już chyba na zawsze będzie przez wielu ludzi na świecie kojarzone właśnie z nim.
We wspomnianym filmie Walter mówił, że z chęcią przepowiadał przyszłość innym, ale sam nie chciał znać swojej przyszłości. Żył życiem, które kochał. Nie lubił rozpamiętywać przeszłości, ani tym bardziej zamartwiać się przyszłością. Żył chwilą bieżącą. Wypierał ze świadomości fakt, że on już nie jest młodzieńcem a jego życie w końcu się skończy. To jego przekonanie najlepiej oddaje końcowa scena filmu, w której Willie oprowadza go po muzeum poświęconym jego astrologicznej twórczości i przystają przy zdjęciu rodzinnym Waltera.
Copyright © Wilkova 2022 All rights reserved